wtorek, 30 września 2014

Rozdział 11

Tak jak wspomniałam w poprzednim poście, daję Wam kolejną część mojego przynudzania. Choć w tym rozdziale dowiecie się trochę więcej.


W ten sposób mijał mi czas. Szkoła, praca, śpiewanie. Któregoś dnia zadzwonił prezes z wiadomością, że wpadł na genialny pomysł. Chciał nas poznać z jakimś zespołem z wytwórni, by powiedzieli coś o swojej karierze. Miało nam to pomóc przy debiucie. W końcu padło na B.A.P. Praktycznie ich nie znałam. Jakoś nie zwróciłam na nich uwagi. Słyszałam jedną piosenkę, ale na tym koniec. Nie miałam nic przeciwko temu pomysłowi. Zawsze dobrze jest poznać kogoś, zanim się go oceni. W końcu nadszedł dzień spotkania, a była to sobota. Byliśmy umówieni w kawiarni. Niestety nie w moim miejscu pracy. Tego dnia akurat szefowa nie chciała mi dać wolnego. Na szczęście ubłagałam ją, żebym mogła skończyć pracę godzinę wcześniej.

-Annyeonghaseyo!! - przywitali się z zespołem, od którego właśnie odeszły fanki. - Ania niedługo powinna do nas dołączyć.
    Po około dziesięciu minutach zadzwonił telefon Junghyuna.
-Yeoboseyo? Zaraz tam będę. Muszę na chwilę gdzieś iść. - zwrócił się do reszty. - Niedługo wrócę. Ania ma lekkie problemy z wyjściem. - dopowiedział cicho, gdy Soohyo popatrzyła na niego pytającym wzrokiem.

-Dzięki, że jesteś. Nie wiem czemu, ale nie chce mnie puścić. Mimo, że przecież zgodziła się, żebym wyszła tą godzinę wcześniej.
-Pójdę z nią porozmawiać.
    Szefowa ucieszyła się na jego widok. Chwilę rozmawiali, po czym chłopak wziął moją torbę i poszedł w stronę drzwi. Ruszyłam za nim.
-Co jej powiedziałeś? - zaciekawiłam się. Mnie nie chciała słuchać i tylko zaganiała do roboty.
-Prawdę. Że mamy spotkanie, które jest ważne dla naszej przyszłej kariery.
-Hahaha. Masz na nią niezły wpływ. - Uśmiechnęłam się.
    Nie minęło dużo czasu, a już byliśmy na miejscu.
-Annyeonghaseyo. Przepraszam za spóźnienie.
-Nic się nie stało. - powiedział Bang Yongguk – lider. Wyglądał jak przestępca, nawet tak brzmiał, ale wiedziałam, że jest bardzo miłym człowiekiem.
    Parę dni wcześniej poczytałam o nich w Wikipedii, więc potrafiłam połączyć imię z odpowiednią twarzą. Wszyscy okazali się być bardzo ciekawymi i zabawnymi ludźmi. Zelo – maknae – nawet na siedząco wygląda na bardzo wysokiego człowieka. Rozmawialiśmy tak ze dwie godziny. W tym czasie wiele się o nich dowiedziałam. Polubiłam ich.
-Pójdźmy na karaoke. - zaproponował Daehyun.
-Świetny pomysł!! - odparła Soohyo.
    Po dwudziestu minutach znaleźliśmy się w przestronnym pokoju z kanapami i dużym telewizorem.
-To kto zaczyna? - spytał Youngjae.
-Może zacznijmy od lidera. - wymyślił Zelo. Sprytnie. On jest najmłodszy, więc w ten sposób mógłby być ostatni.
    Chłopaki świetnie śpiewają i rapują. Znalazły się też fragmenty choreografii. Było przy tym dużo śmiechu.
-Zelo, teraz twoja kolej. Zostałeś tylko ty i Ania. - ten wstał niechętnie. Chyba nie przepada za karaoke. Zaśpiewał ich piosenkę – 1004 (angel). Wiedziałam, że umie dobrze rapować, ale nie sądziłam, że tak znakomicie śpiewa.
-Ania, wychodź na środek. - powiedziała Minyoung.
-Nie chcę.
-Nie marudź. Wszyscy już śpiewali. Nie masz wyboru. Mamy przewagę. - uśmiechnęła się.
-Dzięki komuś codziennie mam zapewnioną dawkę śpiewania. - popatrzyłam na nią wymownie.
-Oj przestań. Tylko na dobre ci to wyszło.
-Chodź, nie wstydź się. - powiedział Zelo, ciągnąc mnie na „scenę” i wciskając do ręki mikrofon. Zaprezentowałam Hurt – Christiny Aguilery. Gdy skończyłam nastała cisza. Wszyscy patrzyli na mnie oszołomieni. Pierwszy zaczął klaskać Zelo, a za nim reszta. Lekko się ukłoniłam z uśmiechem.
-To było wspaniałe!!
-Czemu wcześniej tu nie przyjechałaś? - zapytał Jongup.
-Nie miałam takiej możliwości. - powiedziałam, idąc w stronę kanapy. - Musiałam najpierw skończyć osiemnaście lat, żeby móc zamieszkać tutaj sama, bo moja rodzina nie byłaby skłonna przeprowadzić się do Azji.
-Masz fantastyczny głos i potrafisz go dobrze wykorzystać. - powiedział Himchan.
-To może pogramy teraz w pepero game? - wtrącił się Jongki. - Zjadłbym trochę słodyczy. - na tę myśl na twarz wypłynął mu szeroki uśmiech.
-Jak przystało na maknae, tylko jedno mu w głowie.
-Ej, ja nie rzucam się na słodycze. - oburzył się Zelo.
-A macie pepero? - zapytałam zaciekawiona.
-Ne.
-Chincha? - Junghyun był naprawdę zdziwiony.
-Wpadliśmy do sklepu, gdy ty poszedłeś po Anię.
-To co, gramy? - dopytywał się Jongki sięgając do siatki z przysmakami.
-Kto pierwszy?
    Jedną z paczek wziął do ręki Daemin. Dołączyła do niego Soohyo i tak zaczęła się zabawa. Rywalizacja była zacięta. Każdy chciał wygrać, choć większość bała się bardziej zbliżyć do swojego partnera. Nie byłam wyjątkiem.
-Wasza dwójka jeszcze nie próbowała. - zwrócili się do mnie i Junghyuna.
-Nie, jebal. - prosiłam. Nie miałam nic przeciwko chłopakowi, ale nie za bardzo chciałam w to grać.
-Nie ma wymówek. - nie mieliśmy wyboru. Ostatecznie skończyliśmy na 3cm.
-Kiepsko wam poszło. Kto teraz?
-Ja. - odezwał się Zelo podchodząc do mnie.
    Chyba nie myślał, że zrobię to jeszcze raz? Trzymał pepero na wysokości mojej twarzy. Dobra, niech mu będzie. Potem nie daliby mi spokoju. Złapałam zębami za jeden koniec. Junhong pochylił się i zrobił to samo na drugim. Już miałam się wycofać w tym samym momencie co wcześniej, lecz nagle chłopak przytrzymał mnie ręką za kark. Doszliśmy do 1,5cm.
-WOW!! Zelo spokojnie. - Minyoung uśmiechnęła się mówiąc to.
-Próbowała się wycofać, więc musiałem ją jakoś powstrzymać. Nie lubię przegrywać. A ty jesteś bardzo strachliwa. - zwrócił się do mnie.
    Ja? Strachliwa?! Już ja mu pokażę.
-A udowodnić ci, że jednak nie? - przymrużyłam oczy.
-Proszę bardzo. Kto teraz chętny? Lepiej, żeby był to ktoś z B.A.P, bo ze swoimi się za dobrze znasz.
-Wiem, o co ci chodzi. - odezwała się Soohyo. - I myślę, że powinieneś to być ty. W końcu jesteście do siebie najbardziej zbliżeni wiekowo.
- Niech będzie. - przytaknął.
    Wzięłam kolejne pepero. Byłam nieźle zdeterminowana. Wykonaliśmy tą samą czynność co wcześniej. Splotłam ręce za plecami i brnęłam w to dalej. Widać było zdziwienie w oczach Zela, gdy nasze twarze dzieliło jedynie 5mm. Ale na tym zakończyłam.
-I co, nadal uważasz, że jestem taka strachliwa?
-Ani. Zdecydowanie nie. Tak tylko żartowałem. Niektórym trzeba po prostu dobrej motywacji. - Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
    Wyszło na to, że tą ostatnią akcją wygraliśmy, bo nikt nawet nie próbował pobić naszego rekordu. Późnym wieczorem wszyscy wymieniliśmy się numerami telefonów i rozeszliśmy do domów.


Ło matko, zaraz północ!! A jutro do szkoły trzeba wstać. No więc, ten teges, miłych snów :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz